Forum RPG Forum Strona Główna RPG Forum
Forum o grach RPG
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

O grze

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum RPG Forum Strona Główna -> Daemonica
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Diablo26
Administrator
Administrator



Dołączył: 18 Paź 2006
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:16, 13 Lut 2007    Temat postu: O grze

I co, drogi chłopcze? Wydaje Ci się, że chcesz być Łowcą Bestii? Och, nie unoś się... Widzę przecież na twojej twarzy zdecydowanie... Nie, nie kpię z Ciebie. Po prostu, zbyt wiele lat przeżyłem jako Łowca, aby nie zauważać głupoty, która mnie w to wszystko wciągnęła a która pcha teraz Ciebie... Wiem, co mówię, chłopcze. Wszak jestem Łowcą... ile to już czasu? Nie pamiętam nawet... Ale pamiętam jak się to wszystko zaczęło. Znasz mnie jako Nicholasa Farepoynta, ale nie jest to moje prawdziwe nazwisko. Przyszedłem na świat w Roku Pańskim 1324 jako John Mortimer, syn wyklętego na tej ziemi Roberta Mortimera... Słucham? Tak, tego Mortimera. Królobójcy Mortimera. Zabójcy Edwarda II... Nie miał szczęścia mój ojczulek, choć chciał chyba dobrze... Ja uniknąłem kaźni, jaką mu sprawił Edward III i przez pół życia błąkałem się po tym świecie... Byłem mnichem, a potem żołnierzem. I to na tyle dobrym, że trafiłem w skład osobistej straży królewskiego syna. Tam mi było dane zmyć rodzinną hańbę, ale cóż z tego... Żołnierzem też nie pozostałem – wróciłem do Londynu tylko po to by z przerażeniem patrzyć na Czarną Śmierć trzymającą miasto w śmiertelnym uścisku. Tam poznałem Clarice. Oh, była Łowcą Bestii. Tak jak ja. Świetnym, o ile tego słowa można używać do opisywania takich jak my... To ona mnie wszystkiego nauczyła, to ona wprowadziła mnie w najpierwszy ze wszystkich języków – w Daemonicę... A potem popełniła błąd. Każdy kiedyś popełnia... Niektórzy tylko jeden raz. Zostałem sam i kiedy myślałem, że wszystko, co najważniejsze w moim życiu dawno się już wydarzyło, otrzymałem zaproszenie z pewnej miejscowości... Proszono mnie, Łowcę Bestii, Haresh Al-Dorema, abym schwytał mordercę. Tak to wyglądało. Ale w życiu nic nie jest proste...

Powiem uczciwie, że nieszczególnie paliłem się do tego, by recenzować Daemonicę. Ot, kolejna gra – coś na pograniczu RPG i przygodówki, ze wskazaniem na to drugie - pewnie trzeba będzie się z nią męczyć przez miesiąc, aby napisać kilka niegłupich zdań na jej temat. Ale... nie byłbym sobą, gdybym zadania nie przyjął. I tak trafiła do mnie gra stworzona przez raczkujące czeskie studio RaImages (z udziałem innej czeskiej firmy: Cinemaxu, znanego wam pewnie z Necromania: Trap of Darkness), wydana u nas przez Nicolas Games. I powiem szczerze, niech mi fotografia mojego psa, na którą właśnie patrzę będzie świadkiem – nie żałuję! Ale, po kolei...

Fabuła.

Wiele razy zdarzyło mi się pisać na temat fabuły w grach. Za każdym razem mam z tym trudność. Bo, drodzy Gracze, kiedy właściwie mamy do czynienia z fabułą w grach? Wszak tym się one różnią od książek, że nie czytamy ich, ale raczej współtworzymy przygodę, swoimi czynami dopisując to, co najciekawsze... Z tego też powodu, na ogół doceniam fabułę, kiedy wprowadzenie jest bardziej rozbudowane niż wstępniak do „Bravo Girl” i przynajmniej połowa rzeczy trzyma się kupy.

Daemonica mocno mnie w tej kwestii rozczarowała. Pozytwnie. Wprawdzie początkowy filmik okazał się na tyle krótki, że nie zdążyłem przerzuć drugiej garści chipsów (a jestem istotą szybkoprzeżuwającą) ale twórcy zdecydowali się go uzupełnić czymś innym. W menu głównym, obok startu rozgrywki oferują nam możliwość... poczytania sobie. Właściwe wprowadzenie do gry ma bowiem postać całkiem niezłego opowiadania, w którym poznajemy losy głównego bohatera gry a także poznajemy pewne reguły rządzące światem, jak choćby wytłumaczenie, czym jest ta tajemnicza „daemonica”. Ludzików z awersją do słowa pisanego uspokoję tym, że czytanie tegoż „opowiadania” nie jest obowiązkowe, możemy od razu przejść do właściwej rozgrywki. A jeśli już się zdecydowaliśmy, to... zamiast czytać, możemy po prostu zamknąć oczy i wsłuchać się w głos lektora. Nawiasem mówiąc, wszystkie teksty w grze są przy okazji „mówione”, do czego jeszcze w niniejszej recenzji wrócę.

Nicholas Farepoynt by Nicolas Games…

Pozostając jeszcze na chwilę przy fabule, pokrótce przybliżę Wam, z czym mamy do czynienia w grze. Bohater, jak wynika to ze wstępu, jest członkiem tajemniczej sekty Łowców Bestii. Wiem, co sobie myślicie, ale to wcale nie jest odpowiednik Wiedźmina. Wręcz przeciwnie – Farepoynt, bo takie swojskie nazwisko ma nasz hero, nie zajmuje się smokami, strzygami, wampirami czy choćby seksownymi topielicami, bo one po prostu nie istnieją w świecie gry (no, przynajmniej na początku...). W zamian za to tropi potwory daleko wstrętniejsze i inteligentniejsze a przy tym mniej „odjechane” pod względem aparycji i nazwy, czyli mówiąc krótko: ludzi – wszelkiego rodzaju przestępców, ale głównie tych, którzy najbardziej się narazili...

Akcja rozgrywa się w czternastowiecznej Anglii, w niewielkiej mieścinie a raczej wiosce, w której dochodzi do serii morderstw. Farepoynt jest rodzajem detektywa, z tą drobną różnicą, że potrafi się komunikować z... umarłymi. A przy okazji, ale naprawdę przy okazji tylko – także z... demonami. No to tyle, jeśli chodzi o średniowieczny realizm rozgrywki...

Jak wygląda ta komunikacja z umarłymi? Ano... Farepoynt musi przede wszystkim dysponować ciałem denata, które przenosi w bezpieczne miejsce. Potem, za pomocą specjalnego eliksiru sprawia, że sam staje na krawędzi śmierci a wezwany językiem daemonica demon przychodzi po jego duszę i unosi ją do zaświatów. Tajemnicze zaświaty wyglądem przypominają kościół albo kaplicę. Nicholas musi przejść odpowiednią procedurę, aby skutecznie wywołać duszę zmarłego – zaznaczam, że nic tu nie dzieje się automatycznie. Najpierw musimy wybrać odpowiednią komnatę przywołania kierując się sposobem, w jaki umarł dany człowiek... Potem wybieramy hasło, na które zareaguje, okres, w którym postać przyszła na świat i na koniec demona, który przyprowadzi jego duszę... W sumie – cztery decyzje, jeśli choć jedna będzie błędna, na końcu korytarza, który staje się dla nas dostępny, zamiast duszy martwego rozmówcy, czekać nas będą... ognie piekielne...

Nie chcę zdradzać zbyt wiele (to takie stwierdzenie, dzięki któremu przekonuję sam siebie, że już tego nie uczyniłem...) ale możecie mi wierzyć na słowo – twórcom udało się stworzyć bardzo ciekawą fabułę i świetnie zbalansować elementy „naturalne” i nadprzyrodzone, dzięki czemu Daemonica oferuje jedyny w swoim rodzaju klimat.

What is daemonica?

Skoro już rzuciliśmy nieco światła na charakter gry, można odpowiedzieć na pytanie kluczowe. Jaką grą jest właściwe Daemonica? Do jakiego gatunku należy ją zaszufladkować? W zasadzie, to o szufladkowaniu tutaj mowy być nie może... Gra wymyka się prostym osądom i to jest główny powód, dla którego tak długo wstrzymywałem się z napisaniem czegoś, od czego powinna zaczynać się większość recenzji...

Daemonica to nietypowa gra przygodowa (tak ją określają sami twórcy). Nietypowa, bo z pewnymi elementami zaczerpniętymi z RPG. Podkreślam jednak słowo „zaczerpniętymi”, bo o hybrydzie gatunkowej nie może tu być mowy... Jak to właściwie wygląda w praktyce?

Nasz dzielny bohater, imć Farepoynt, ma za zadanie rozwiązać zagadkę kryminalną i ukarać sprawców morderstw. Aby tego dokonać chodzi po dostępnych lokacjach, rozmawia z napotkanymi postaciami, zbiera zbędne przedmioty (czasami naprawdę zbędne – ja na przykład, nijako z rozpędu „pożyczyłem” sobie trzy wiadra i do dziś nie wiem, po co zagracałem nimi ekwipunek...). Gry przygodowe na ogół mają wiele wspólnego z logicznymi – prędzej czy później dochodzi do sytuacji, w której trzeba coś wykombinować. A to połączyć długopis z lampą, dzięki czemu uzyskujemy laser i przecinamy pancerne wrota, a to włożyć baterię do sokowirówki, aby zaimprowizować krótkie spięcie w pobliskiej szafie elektrycznej... W Daemonice nie ma takich zagrań, są natomiast rozwiązania rodem z RPG. Większość problemów rozwiązujemy poprzez dyskusję – ograniczamy się do ustalania faktów, które stają się nam „wiadome” automatycznie po odbyciu jakiejś konwersacji. Nawet jeśli my nie załapaliśmy o co w tym chodzi, nasz bohater już to wie i przy rozmowie z kolejną postacią doda ukrytą wcześniej opcję dialogową. Parę rozmów później zagadka jest rozwiązana a my nawet przez moment nie przywołaliśmy na usta imienia MacGyvera. Podobnie rzecz się ma z kluczowymi przedmiotami – w wielu wypadkach trzeba je po prostu mieć w ekwipunku a ich użycie następuje podczas rozmowy po wybraniu odpowiedniego dialogu.

Nie ma też wielkiego pożytku z „używania” wszystkich dostępnych przedmiotów na innych, napotykanych w czasie gry. Tutaj naprawdę nie chodzi o stworzenie domowej bomby atomowej, ale raczej o mniej lub bardziej typowe śledztwo... Nie zmienia to oczywiście faktu, że aby np. zapalić pochodnię trzeba w klasyczny sposób wziąć w łapkę zapałki i „użyć” ich na pochodni. Mimo wszystko jednak, przedmioty mają drugorzędne znaczenie – uzupełniają fabułę, ale nie oferują nam rewolucyjnych rozwiązań. Priorytet ma w tej dziedzinie rozmowa z żywymi lub umarłymi (a także z nieumarłymi, ale o tym ciii...).

Z gry przygodowej mamy tutaj całą koncepcję rozgrywki, ale sam sposób gry wskazuje na RPG.

Rozgrywka.

Jak się tę grę je? Kiedy ją rozpocząłem i zobaczyłem pierwsze lokacje, uderzyła mnie myśl, że Daemonica jest zadziwiająco podobna do...Neverwinter Nights. Pamiętacie jak tam wyglądał świat? Zwłaszcza w kolejnych chapterach, kiedy przenieśliśmy się w okolice wiejskie... Jeśli pamiętacie, to wiedzcie, że w omawianej grze jest bardzo podobnie.

Akcja rozgrywa się na terenie niewielkiego miasteczka i jego najbliższych okolic, o czym już wspomniałem. O ile sam wygląd budynków, drzew czy innych elementów jest podobny do Neverwinter to wielką różnicą jest rozmiar mapy. Jest ona bardzo mała – na przejście z jednego jej krańca na drugi potrzeba dosłownie dwie – trzy minuty.

Jednocześnie, na całej planszy jest dostępna ograniczona ilość lokacji interaktywnych. Wejść można dosłownie do kilku budynków – naszego domu, domu burmistrza, lekarza i do knajpy a liczbę tą uzupełnia jeszcze kopalnia i domek grabarza będące już poza miasteczkiem. W toku gry liczba dostępnych lokacji powiększa się, ale bardzo nieznacznie. Co więcej – nie „przechodzimy” do kolejnych miejsc tracąc kontakt z poprzednimi – cały czas działamy w tej samej okolicy. Należy się wam wyjaśnienie, że poprzez lokacje nie rozumiem typowych dla przygodówek odseparowanych od siebie plansz, ale raczej aktywne strefy wplecione w świat, po którym poruszamy się w dowolny sposób – jak to ma miejsce choćby we wspominanym Neverwinter.

Gdyby oceniać grę z punktu widzenia RPG, wielkość świata nie byłaby imponująca, ale przypomnieć muszę (chyba głównie sobie, bo naprawdę uległem silnej sugestii), że Daemonica to gra przygodowa. Rozmiar planszy ma w niej znaczenie drugorzędne a i ilość lokacji nie musi być oszałamiająca – nie będziemy wszak szukali skarbów, broni czy nieprzeliczonych wrogów. Cała nasza działalność sprowadza się w zasadzie to biegłego poruszania się po mniej więcej dziesięciu lokacjach (oprócz wymienionych pomieszczeń są także lokacje „zewnętrzne”) i rozmowie z ograniczoną ilością postaci.

Tych postaci jest też dość niewiele, choć ich liczba się z czasem nieznacznie powiększa. Ale też i zmniejsza i to na ogół w tragiczny sposób... Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że tak naprawdę przez większość gry musicie się liczyć z gadaniem z nie więcej niż dziesięcioma postaciami! To dużo czy mało – zapytacie. A ja enigmatycznie odpowiem: i tak i tak.

Daemonica przez cały czas rozgrywa się w jednej okolicy, co jest dość nietypowe dla gier przygodowych, w których na ogół pokonujemy różne bariery i przenosimy się w inne miejsca. Tutaj wymogiem fabuły jest, aby cała rozgrywka toczyła się we wspomnianym miejscu. Wszak Kuby Rozpruwacza szukalibyście tam gdzie mordował swoje ofiary a nie – dajmy na to – w bibliotece (chociaż...).

Kluczowe postacie, które towarzyszą naszym wysiłkom są określone z charakteru i swojego stosunku do otaczającej je rzeczywistości. Oznacza to, że mają własne zdanie, także na temat innych postaci, kultywują własne, drobne antagonizmy itd. Już po kilku rozmowach można dość łatwo określić jak się, kto zapatruje na poszczególne problemy a zyskując logiczny obraz sytuacji, krążymy pomiędzy tymi postaciami próbując wykorzystać ich przekonania do uzyskania większej ilości informacji...

No i przy okazji wydało się, na czym polega gra... W zasadzie to wspomniałem o tym już wcześniej, ale nie zaszkodzi powtórzyć. W Daemonice podstawowym narzędziem rozwiązywania zagadek jest dialog. Nasza rola sprowadza się do tego, aby kojarzyć, na co może wpłynąć nowo usłyszana informacja. To, co nam powie jedna postać może odblokować opcję dialogową z drugą postacią a to z kolei uruchamia cały proces – możemy otrzymać zadanie albo w którymś miejscu pojawi się szukany przedmiot.

Let the mortal kombat begin...

Kolejnym elementem, który niezbyt pasuje mi do konwencji gier przygodowych jest walka. Tak – to wcale nie błąd. W tej grze przyjdzie nam walczyć – nie raz i nie dwa razy. Ale też nie sto... Choć nasz hero nigdzie nie oddala się bez miecza, to jednak chwytać za niego trzeba bardzo rzadko... W całej grze, krew przelewamy policzalną ilość razy i za każdym razem jest to niezwykle ważny moment dla rozwoju fabuły. Wraz ze śmiercią naszego przeciwnika rozwiązaniu ulega jedna a czasami więcej zagadek.

Walka jest ostatecznością i dodatkiem do gry, ale rozwiązana jest bardzo ciekawie. W momencie, kiedy dochodzi do starcia, możemy nakazać naszej postaci atak albo obronę. W tym drugim przypadku, Farepoynt zasłoni się mieczem na tyle skutecznie, że wraże ciosy go nawet nie drasną. Własny atak przeprowadza się klikając na przeciwniku a Nicholas uderzy raz (jeden klik) albo dwa razy (dwa kliki). Najtrudniejszy jest moment przejścia od ataku do obrony i od obrony do ataku. Całość jednak, po krótkiej wprawce, jest niezwykle płynna i przypomina prawdziwy pojedynek szermierczy a nie głupawe okładanie się kijami znane z gier typu hack & slash (nie to, żebym nie lubił...). W grze nie uświadczymy szczurów mutantów czy niekończących się zombie czających się za każdym murem, więc nie będziemy mieli zbyt wielu okazji, aby pokazać swoją wyższość. Mimo to, chcę zwrócić waszą uwagę na walkę w tej grze, bo jest ona rozwiązana w sposób, który warto, aby nie przepadł...

Polonizacja

Gra została w całości spolonizowana. W zasadzie możemy przyjąć, że polonizacja staje się standardem, ale w przypadku pewnych gier – RPG czy przygodowych jej znaczenie jest inne niż, dajmy na to: w ścigankach.

Mówiąc krótko: Nicolas Games stanął na wysokości zadania. Tłumaczenie zostało dokonane bez zarzutu – ja w każdym bądź razie nie natrafiłem na jakieś błędy. Jeśli takowe były, a literówki mają prawo zdarzyć się wszędzie – to ich nie dostrzegłem (czyli: nie rzucają się w oczy).

Pochwalić należy za podłożenie głosów. Jak już wspomniałem wcześniej, wszystkie teksty są mówione. Narratorem opowieści jest sam Nicolas Farepoynt, który często opowiada o najnowszych wydarzeniach, więc jego głos słyszymy najczęściej. Aktor, który mu tego głosu użyczył, odwalił kawałek niezłej roboty – ja przynajmniej, dosyć szybko przyzwyczaiłem się do jego brzmienia i polubiłem je. Inne postaci przemawiają innymi głosami i warto zwrócić uwagę na to, że widać pomiędzy nimi istotne różnice a lektorzy nie ograniczają się do odczytania swoich kwestii, ale je grają. Z ich głosów przebijają się emocje i może nie jest to poziom teatralny, ale podobać się musi a przynajmniej powinno. Szczególnie ciekawie prezentuje się szalony Harrel – słuchając jego gollumowskich kwestii nie mogłem powstrzymać uśmiechu...

Grafika

Gra oferuje trzy tryby graficzne: 800 x 600, 1024 x 768 i 1280 x 1024. Nie jest to wielki wybór, ale jak na grę tego typu – wystarczający. Ja chwilę pograłem na każdym z tych trybów, choć na koniec zdecydowałem się na ten ostatni. Na nim też robiłem screeny.

Nie ma chyba sensu omawiania różnic pomiędzy poszczególnymi rozdzielczościami – to oczywiste. Najładniej gra wygląda przy najwyższej i chyba tak to wszyscy rozumiemy. Minimalne wymagania gry (spisane z pudełka), to cpu 1 GHz, 256 RAM i karta grafiki z 64 MB. Ja grałem na sprzęcie niewiele lepszym (Athlon Xp 1500+ z nieco lepszymi parametrami RAM) i żadnych problemów nie odnotowałem.

Gra wygląda porządnie – grafika wprawdzie nie oszołomiła mnie, ale też i nie odrzuciła. W zasadzie to jedyne pretensje można mieć do tego, że nie da się precyzyjnie określić pory dnia, w której rozgrywana jest gra. Teoretycznie jest dość ciemno i palą się pochodnie, ale z drugiej strony... widać cienie przelatujących ptaków (o tym dalej).

Szczególiki...

Mawiają, że diabeł tkwi w szczegółach. Szczegóły, drobiazgi, mało istotne elementy... Rzadko kiedy zwracamy na nie większą uwagę, ale wydaje mi się, że w jakiś podświadomy sposób, wpływają one na ostateczną ocenę produktu.

W Daemonice rzuciło mi się w oczy kilka takich „drobiazgów”. Pierwszy z nich to... karteczka, która wypadła z opakowania, kiedy niecierpliwie rozerwałem folijkę. Napisane na niej było, że w razie problemów z instalacją należy wybrać opcję „ignoruj”. Faktycznie, parę minut później, na ekranie pojawił mi się komunikat o błędzie podczas instalacji. W normalnej sytuacji zacząłbym rwać włosy i drżącymi palcami wystukiwałbym numer pomocy (911). Karteczka od Nicolasa powiedziała mi co mam czynić i bogatszy o tą wiedzę szybko i skutecznie zainstalowałem grę. Co o tym myśleć? Z jednej strony, można to uznać za minus gry – nie została poprawnie przygotowana do sprzedaży. Z drugiej jednak, problem rozwiązałem sam, bezboleśnie i szybko, więc w ostatecznym rozrachunku należy za tą „karteczkę” pogratulować decydentom w Nicolas Games, bo skutecznie naprawili swój błąd. Plusik. Mały, ale zawsze...

Drugi plus, to menu i pomoc w grze. Po pierwsze – bardzo ładnie wykonane (to moje zboczenie – kolekcjonuję wrażenia z przeglądania menusów w grach...) a po drugie – zrobione po prostu dobrze. Szczególnie spodobała mi się plansza, na której wręcz łopatologicznie objaśniono sterowanie w grze – takiego rozwiązania mogłyby pozazdrościć Daemonice inne tytuły, które zamiast takiej prostej ściągawki oferują nudnawe tutoriale. Plus!

Trzeci, zdecydowanie najważniejszy z „drobiazgów” to mapka. Powiem krótko: jest po prostu świetna. Widać na niej cały dostępny teren a przy okazji sama się aktualizuje w miarę jak odwiedzamy aktywne lokacje. Taki smaczek nie zdziwi pewnie zwolennika RPG i można go uznać za kolejny „pożyczony” element z tego gatunku. Ale to nie wszystko. Geniusz mapy polega na tym, że pozwala ona momentalnie przemieszczać się pomiędzy poszczególnymi miejscami. Nie chce się nam iść z klasztoru do domku lekarza? Żaden problem – wywołujemy mapkę, klikamy na miejscu docelowym i... voila. To rozwiązanie jest naprawdę bardzo miłe, pozwala uniknąć strat czasu na chodzenie. A muszę przyznać, że w przygodówkach często irytowało mnie, że musiałem ciągle chodzić między odległymi lokacjami, co zajmowało połowę czasu gry. Oczywiście ma to i swoje słabe strony. Bywa, że w międzyczasie pojawi się coś ważnego dla fabuły i poruszając się tylko za pomocą „mapki” możemy to minąć. W sytuacjach kryzysowych podróż jest jednak przerwana i dowiadujemy się o najnowszych rewelacjach, więc można uznać, że twórcy sobie z tym poradzili.

Aby nie było za dobrze, muszę się jednak do czegoś przyczepić. Taki niuans, który mnie rozbawił – akcja gry dzieje się w nocy, co nie przeszkadza w tym, że widzimy... cień przelatujących ptaków. Jakim cudem jest to możliwe – mnie nie pytajcie... Co gorsza – cień ptaka okazuje się mieć znaczenie w przypadku jednej z zagadek! Mniej więcej w połowie gry dowiemy się, że akcja toczy się za dnia, tyle, że nieco ciemniejszego... Ale nawet ta informacja nie tłumaczy cieni...

Kolejny niuans, to kwestia pogody – twórcy chwalili się realistycznymi warunkami pogodowymi a ja ze zdziwieniem odkryłem, że ich zdaniem pogoda sprowadza się do dwóch stanów: jest deszcz i nie ma deszczu. Od czasu do czasu można usłyszeć nawet trzask pioruna i w zasadzie czepiać się nie powinienem, ale... do czegoś wszak trzeba Wink. Minusa z tego powodu oczywiście nie daję.

Podsumowanie

Jak ocenić Daemonicę? Nie jest to prosta sprawa... Nadal trudno mi określić przynależność gatunkową gry. Wygląd lokacji, sposób poruszania się, walka, sposób prowadzenia dialogów, uproszczony sposób rozwiązywania zagadek... wszystko to wskazuje na RPG. Jednocześnie jednak, gra nie ma ciężaru tego gatunku – teren jest niewielki, postaci niewiele, walka bardzo prosta i rzadko się trafia a do tego dysponujemy tylko jedną bronią. Co więcej: nie mamy żadnych parametrów, które opisywałyby naszą postać a tym samym nie rozwijamy ich. Uff... Przygodówka z elementami RPG czy raczej RPG z naciskiem na przygodę i pozbawiony kluczowych dla siebie elementów? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Kto wie – może jesteśmy świadkami narodzin nowego gatunku?

Bardzo wiele rzeczy w grze mi się spodobało – choćby to specyficzne przemieszanie gatunków. Zrobiono to z pomysłem i – rzekłbym – ze smakiem. Efekt jest intrygujący i pociągający, choć niestety... trochę mu brakuje.

Korzystając z ciekawie pomyślanego systemu, grę dało się rozbudować. Przede wszystkim, nie powiększając mapy, warto byłoby dodać więcej aktywnych lokacji, czyli pomieszczeń do których można by wejść i więcej osób, z którymi dałoby się rozmawiać. Nie zaszkodziłoby dorzucenie questów pobocznych – jeśli zaczerpnięto sporo z RPG, to czemu nie iść dalej tym tropem?

Jeśli już o questach mowa, to mam co do nich mieszane zdanie. Bardzo często w grze nie wiadomo co właściwie należy czynić. Przykładowo: dowiadujemy się, że rozwiązanie jednej z zagadek jest w kopalni, ale za żadne skarby nie możemy się tam dostać. Dopiero później, przypadkowo trafiamy na postać, które daje nam inne zadanie i dzięki temu, po kilku perypetiach zyskujemy to, co chcieliśmy. Owszem – to działa, ale brak tu logiki. O ile w większości przypadków, rozmawiając z postaciami dowiadujemy się od nich rzeczy, które w jakiś sposób wpisują się w nasz obraz świata, to często dochodzą właśnie takie przypadki, których rozwiązanie nie ma nic wspólnego z logiką. Zagadki powinny być subtelne a niektóre z nich wyglądają tak, jakby miały na czole napisane „ktoś mnie wymyślił aby było trudno”.

Jak by na to nie patrzeć, gra ma więcej plusów niż minusów, co jednak niczego jeszcze nie oznacza. Z powodzeniem mógłbym ją ocenić na 3 lub 4 i każdą decyzję dałoby się łatwo wytłumaczyć. Tak to jest w przypadku gier nieszablonowych, łamiących jedne konwencje i ustanawiających inne. Ostatecznie oceniam na 3.5, co mam nadzieję nie okaże się oceną krzywdzącą (jest to wszak ekwiwalent 70%...).

Aby nie wprowadzać w błąd czytelnika niniejszej recenzji i ewentualnego kupca gry, musiałem jasno określić swoje wątpliwości. Być może niektórych z Was zdziwiło ile miejsca poświęciłem na opisywanie kwestii fabularnych czy gatunkowych, ale naprawdę nie robiłem tego bez celu. Sugeruję wczytanie się w mój wywód i indywidualną odpowiedź na pytanie: czy to jest to, czego szukam? Jeśli chcecie konkretnej gry, np. przygodówki będącej klonem 10 innych gier tego typu, to raczej się wam Daemonica nie spodoba. Nie jest to ani gra przygodowa, ani RPG, więc zadeklarowani fani poszczególnych gatunków powinni się solidnie namyślić przed zakupem...

Nie zmienia to faktu, że Daemonicę gorąco i zdecydowanie polecam. Jest w tej grze coś, co zachęca do grania. Świeżość, której brakuje tak wielu grom z list bestsellerów. Jest tutaj ciekawy pomysł i realizacja na odpowiednim poziomie. A także klimat, który momentami aż wylewa się z monitora...

Daemonica została stworzona jako gra raczej kameralna. Najwcześniej na rynku pojawiła się oczywiście w Czechach i przyjęto ją tam dosyć gorąco. Kiedy ja piszę słowa tej recenzji, panowie z RaImages trzymają kciuki przed premierą gry na rynku włoskim. Niewykluczone, że dobre wyniki sprzedaży zachęcą do dalszego eksportu gry. Ja w każdym razie dobrze życzę naszym południowym sąsiadom.

Swoją drogą, o RaImages jeszcze pewnie usłyszymy nie raz. We wstępnej fazie przygotowań jest kolejna gra tego teamu, co do której nie chcą jeszcze zdradzać żadnych szczegółów. Ale jeśli pójdą tropem, który podjęli przy tworzeniu Daemonica, możemy się spodziewać czegoś ciekawego... Czego życzę im, ale przede wszystkim sobie i innym Graczom – bo na nietuzinkowych pomysłach twórców najwięcej zyskujemy właśnie my...

A do grania w Daemonicę, jako jeden z takich nietuzinkowych produktów – raz jeszcze zachęcam...

Plusy:
+ balans pomiędzy RPG a grą przygodową (ze wskazaniem na to drugie)
+ innowacyjność
+ warstwa fabularna gry – tło wydarzeń, zagadka kryminalna, dialogi – super klimat
+ bieg wydarzeń
+ tryb walki
+ sposób rozwiązywania zagadek
+ interaktywna mapka
+ polonizacja

Minusy:
- ani to RPG ani przygodówka – produkt nie dla zwolenników „czystości gatunkowej”...
- system questów – czasami nie wiadomo co robić...
- za mało postaci w grze
- zbyt mało interaktywnych lokacji

Ocena ogólna: 7/10
Daemonica
Wydawca polski: Nicolas Games
Data wydania polskiego: 22 września 2005
Data wydania oryginału: /2005
Oryginalna strona gry: [link widoczny dla zalogowanych]
Tryby gry: Multi player, Single player
Dostępna platforma: PC
Systemy operacyjne: Windows 98, Windows ME, Windows 2000, Windows XP


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum RPG Forum Strona Główna -> Daemonica Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin